Czy pośród Was znajdzie się ktoś, kto nie marzyłby o wyjeździe do Afryki? Bezkresne przestrzenie, dziewicza flora i bogata fauna dostatecznie rozbudzają sferę marzeń każdego człowieka. Ogrom filmów i publikacji przyrodniczych dodatkowo potęguję chęć ujrzenia na własne oczy oblicza „Czarnego lądu”. Po prawdzie w moim trzydziestokilkuletnim życiu odwiedziłem już Afrykę, byłem przecież w Algierii, Egipcie czy Tunezji. Jednak wiedziałem, że jak mawiają rdzenni mieszkańcy kontynentu prawdziwa Afryka zaczyna się dopiero za Saharą.
Afryka jak ze snów (Róg Afryki, Erytrea, styczeń 2019)
Pierwsze kroki na „Czarnym lądzie”
Celem zeszłorocznej wyprawy stała się Erytrea, jedno z najmłodszych i najmniejszych państw położone na obrzeżach Afryki. Kraj to niepopularny kierunek turystyczny, cóż się dziwić – informacje w zachodniej prasie wskazują na biedę, brak poszanowania praw człowieka, codzienny wymarsz uchodźców próbujących dostać się przez Libię do Europy, aż po niepokoje społeczne od lat nękające „Róg Afryki”. Może jest w tym wszystkim ziarno prawdy, jednak miejsca, do których nie dociera masowa turystyka często charakteryzują się pięknem przyrody, brakiem naciągaczy czy gościnnością miejscowej ludności. Pierwsze kroki na „Czarnym Lądzie” postawiłem w stolicy kraju – Asmarze. Miasto zostało wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO ze względu na panującą w nim przyjemną modernistyczną atmosferę. Faktycznie to miejsce bardzo leniwe, spokojne, gdzie na każdym rogu można skosztować cappuccino z ekspresu pochodzące z początków lat dziewięćdziesiątych. Erytrea niegdyś stanowiła kolonie Włoską, dlatego kawa, pizza oraz spaghetti stały się nieodzowną częścią tutejszych tradycji kulinarnych. Tak przynajmniej mi się wydawało, jednak szybko dowiedziałem się, że te zachodnie posiłki jada tylko elita, dla znacznej części mieszkańców kraju główną dietę stanowi słodka herbata, suchy chleb po prostu strawa.
Przylatując do Erytrei w ministerstwie turystyki powinno się uzyskać wszelkie niezbędne pozwolenia na podróż, w których należy dokładnie określić cel podróży (w moim przypadku) – poszukiwanie dzikiej przyrody oraz środek transportu – hulajnoga. Co ciekawe wskazane informacje trzeba przestrzegać pod rygorem mandatu, aresztu czy nawet deportacji z kraju. Dlatego też ku mojej uciesze wiedziałem, że przez najbliższe trzy tygodnie nie mogłem pozwolić sobie na jazdę samochodem czy wizytę w dyskotece, pozostał jeden cel dotarcie hulajnogą do miejsce gdzie rosną baobaby, a po drodze? Szansa na spotkanie dzikich zwierząt.
Stolica kraju przywitała mnie leniwą włoską atmosferą (Róg Afryki, Erytrea, Asmara, styczeń 2019)
Nieustraszony podróżnik
Pierwsze dni afrykańskiej przygody podróży przywołują wspomnienia pustych dróg, bezkresnych spalonych słońcem gór oraz niemiłosiernych upałów. Już trzeciego dnia, pomimo stosowania kremu z filtrem odniosłem dotkliwe poparzenia skory, które szybko zamieniły się w bąble przepełnione żółtawym płynem surowiczym. Pamiętam też gromady dzieci eskortujące mnie podczas przejazdu przez niewielkie wioski. Zazwyczaj najmłodsi prosili o prezenty – cukierki, wodę, słodycze, rzadziej dolary czy papierosy. Zapas lizaków, który zabrałem ze sobą szybko rozdysponowałem. Pozostały jeszcze liczne materiały kreślarskie z logiem Nadleśnictwa Karwin, jednak wolałem z nimi poczekać, aby dostarczyć je do szkoły lub ośrodka edukacyjnego. Pierwsze spotkanie ze zwierzętami doprowadziło mnie do paniki – w nocy rozbiłem się w niewielkim lesie. Zawiesiłem hamak wysoko na drzewie, rozłożyłem moskitierę i powoli pokładałem się do snu. Nagle nad moją głową zaczęły trzaskać gałęzie. W strachu przed niebezpieczeństwem błyskawicznie spakowałem cały dobytek – hamak, śpiwór, latarkę, jedzenie. Kolejno najszybciej jak potrafiłem uciekłem do nieodległej wioski. Pomimo braku elektryczności znalazłem pensjonat, który na nieszczęście okazał się czymś w rodzaju domu publicznego, ale zamknięty na trzy spusty w pokoju bez okien jakoś wytrzymałem do rana. Nazajutrz ponownie wybrałem się do owego lasu, powtórnie usłyszałem dźwięk łamiących się gałęzi, jednak okazało się, że potworami mojej wyobraźni były niewielkie małpy. Zwierzęta ochoczo pozowały do zdjęć z hulajnogą. Cóż nieustraszony podróżnik przestraszył się garstki sympatycznych zwierząt.
Nieustraszony podróżnik obawia się małych małp (Róg Afryki, Erytrea, styczeń 2019)
Obecność pawianów również wywoływała we mnie stres (Róg Afryki, Erytrea, styczeń 2019)
Biały jak bankomat
Kolejne dni w Afryce napawały mnie pozytywną energią, którą czerpałem z przyrody. Podziwiałem liczne odmiany kaktusów, których niestety nie potrafiłem oznaczyć. Czasem w oddali widywałem szympansy, pawiany, dzikie lisy czy liczne gatunki ptaków drapieżnych. Z ludźmi bywało trudniej. Wydaje mi się, że długie lata kolonializmu spowodowały, że biały człowiek dzisiaj nie jest najlepiej postrzegany przez afrykańską ludność. Dlatego podróżując samotnie, można poczuć się jak chodzący bankomat, do którego z prośbą, co chwila podchodzą Murzyni. Jedni proszą o dolary, inni o euro jeszcze inni o miejscową walutę – Nakfa. Bywają nachalni, ale nie okradają, po prostu proszą. Rzecz jasna nie obyło się bez aktów agresji, ktoś mnie obraził, ktoś rzucił we kamieniem, ale w ostatecznym rozrachunku nie ucierpiałem. Gdzieniegdzie widziałem ludzi chorujących na trąd, pozostawionych samych sobie. Innym razem, kiedy jadłem obiad w przydrożnej restauracji podjechał minibus wypełniony po brzegi Erytrejczykami. Samochód miał przymusowy postój, ponieważ awarii uległa chłodnica. Mało, kto z pasażerów wszedł do restauracji. Nieliczni konsumenci kupowali herbatę i chleb, który maczali w ciemnej, słodkiej esencji. W Afryce nie marnuje się jedzenia, obserwując miejscowy koloryt postanowiłem przerwać posiłek i podzielić się z podróżnymi. Chętnych nie zabrakło, nadgryzione przeze mnie resztki mięsa nie stanowiły dla nikogo przeszkody. Ludzie jedli ze smakiem, jednak nie dziękowali w Erytrei to norma, że zbyt dużą porcję obiadu oddaje się znajomym. Według mnie to dobre zachowanie, zrównoważone, niestety nieco zapomniane już w Polsce. Na pożegnanie jak zwykle zostałem poproszony o wsparcie chociażby ćwierćdolarówką.
Biały = egzotyczny, bogaty ale były też przyjemne spotkania (Róg Afryki, Erytrea, styczeń 2019)
Tam gdzie rosną baobaby
Po kilku dniach jazdy na hulajnodze dotarłem do miejsca gdzie rosną baobaby. Te ogromne drzewa zrobiły na mnie wrażenie. Spoglądając na rośliny można śmiało powiedzieć, że to prawdziwi świadkowie historii. Co niektóre Baobaby porastają „Róg Afryki” od średniowiecza. Historia opowiada, że w 1941 roku podczas krwawych starć pomiędzy Erytrejczykami a kolonizatorami z Włoch, kilku tubylców uratowało się przed śmiercią znajdując schronienie w pniu obumarłego Baobabu. Drzew w tej części Afryki nie ma dużo. Ustanawiają miejsca kultu, chronią przed słońcem czy dostarczają niezbędny do życia budulec. Obserwując te proste zależności można otwarcie powiedzieć, że drewno to super surowiec. Zależność doskonale widać nie tylko w krajach dobrze rozwiniętych jak Polska, lecz także w najbiedniejszych zakamarkach globu jak Erytrea. Niedaleko od Baobabów mieści się plac, do którego raz w tygodniu zmierzają karawany wielbłądów. Dromadery dźwigają na swym garbie drewno. Ceny surowca osiągają wysoką cenę jak na tutejsze warunki życia. Gałęzie są niezbędne, aby przygotować posiłek, załatać domowy dach czy najważniejsze zrobić własną drewnianą laskę. Uwierzcie mi na słowa każdy w Afryce ma swój kij. Tak jak trudno wyobrazić sobie grzyby bez deszczu, tak nie sposób spotkać Afrykanina bez drewnianego kijka.
Afryka to przede wszystkim przyroda, wolność i bezkresne przestrzenie (Róg Afryki, Erytrea, styczeń – luty 2019)
Podsumowanie
Kilkunastodniowa tułaczka po Afryce pozwoliła mi zastanowić się nad własnym życiem. Przemyśleć fatalną kondycję europejskiego konsumpcjonizmu, oszacować prawdziwą wartości drewna, chociażby widoczną przy wypełnianiu podstawowych potrzeb ludzkich. W podroży bywało różnie: nostalgicznie, wesoło, smutno. Kiedy wróciłem do domu czułem się bardzo źle miałem objawy podobne do malarycznych i nieustannie kiepski humor. Po ponad roku, gdy zdążyłem zdystansować się do podróży ponownie cięgnie mnie w stronę Afryki. Chciałbym odwiedzić magiczne Timbuktu, przy przemierzyć na hulajnodze, chociaż kilometr legendarnej trasy Paryż – Dakar. Ale najbardziej przyciąga mnie wolność, bezkresne przestrzenie, zwierzęta i prastare baobaby.
Inne równie ciekawe życie (Róg Afryki, Erytrea, Keren luty 2019)