Piekielna biurokracja. W Turkmenistanie wizę tranzytowa dostaje się wraz z siwymi włosami na głowie.

Rówieśnik – człowiek równy drugiemu wiekiem

Kwiecień 2014 roku wraz z Piotrkiem zwijamy nerwowo jeszcze nie do końca suchy namiot (w nocy dopadła nas sroga burza). Za pół godziny pogranicznicy otworzą przejście graniczne pomiędzy Iranem a Turkmenistanem a my nie możemy stracić ani minuty z naszej i tak zalewie trzydniowej wizy.
Persowie odprawiają nas szybko, szeroko uśmiechając się zachęcają do ponownego odwiedzenia Iranu. Moja decyzja i tak zapadła dużo wcześniej, kiedyś tu wrócę. To bogaty kulturowo, pachnący sziszą kraj wspaniałych i gościnnych ludzi, tak właśnie zapamiętałem dni w spędzone w Persji.
Po stronie Turkmeńskiej pogranicznik przy pierwszym punkcie kontrolnym zabrał do ręki nasze paszporty i spisując z nich dane oświadczył, że urodził się tego samego dnia, miesiąca i roku co ja. Nie wiedziałem jeszcze czy traktować to jako dobry czy zły znak, wiedziałem jedynie, że jego znak zodiaku to panna 😉

DSC_0817Pogranicze Iranu z Turkmenistanem. Czy okaże się naszym „ostatnim przyjaznym domem?”

Następnie przed nami jeszcze dwa podobne punkty a przy nich już wyższa papierologia – wypełnianie deklaracji, ankiet, wywiady i wniesienie opłaty wjazdowej (około 10 euro płatne w miejscowej walucie).
Noclegi deklarujemy w namiocie i pociągu, początkowo urzędnik nie chciał zaakceptować takiego scenariusza, ale w końcu postawiliśmy na swoim. Dostajemy pieczątkę w paszporcie i jesteśmy w Turkmenistanie.
W jednej chwili we mnie miesza się radość i smutek, euforia i lęk, szczęście i pustka. Dwa lata temu w Pogorzelicy byłem uczestnikiem kursu brakarskiego. Pamiętam, że było tam dość dużo nauki i raczej służbowa atmosfera. Na koniec dwutygodniowych zmagań instruktor oznajmił: „dzisiaj jakiś etap waszego życia dobiegł końca”. O ile wtedy nie wziąłem sobie tego do serca. Teraz dotarło do mnie znaczenie tych słów. Jakiś etap życia dobiegł końca, siedem lat cyklicznych podróży po krajach byłego związku sowieckiego spełniło się. Odwiedziłem wszystkie byłe republiki, przebyłem setki kilometrów, wydałem setki rubli i wypiłem setki wódki, wszystko razy kilka. Ale co najważniejsze poznałem wielu fantastycznych ludzi.

„3/4 życia spędziłem na siłowni, resztę zmarnowałem” Bruce Lee.

Pierwotnie do Turkmenistanu planowałem udać się już cztery lata temu. Za pierwszym razem zrezygnowałem, ponieważ mojej ówczesnej kompanki podróży młodszy brak trenował już wtedy co najmniej kilka lat brazylijskie ju jitsu. Dość stanowczo przetłumaczył mi, że to niebezpieczny dla niej teren.
Po prawdzie jednak barierą nie do pokonania okazały się potrzebne środki finansowe. Pojechaliśmy wówczas do Armenii, Gruzji i Turcji.

W tym przypadku nawet ksiądz nie pomoże

Rok później wraz ze współtowarzyszem podróży- Karolem próbowaliśmy uzyskać turkmeńską wizę pobytową lub turystyczną. Chęć pomocy nam wyraził nawet dziekan wydziału teologii, Turkmenii których poznałem rok wcześniej w Stambule czy ludzie z Cocuchsurfingu – nie pomogło. Następnie uwierzyliśmy w możliwości pewnego biura pośrednictwa wizowego. Właściciel obiecał, że załatwi dla nas vocher + wizę na miesiąc czasu z możliwością pobytu jedynie na terenie stolicy. Pomyśleliśmy, że jak już tam wiedziemy to przecież chyba będziemy w stanie robić sobie wycieczki poza aglomerację, przynajmniej jednodniowe. Niestety firma okazała się kompletnie niepoważna, przytrzymując nasze paszporty przez co przed wyjazdem nie zdążyliśmy wyrobić wizy tadżyckiej. Ostatecznie załatwiliśmy ją w trakcie trwania podróży odwiedzając Uzbekistan i Tadżykistan.

Oczywiście istniał dość prosty sposób na uzyskanie wizy turystycznej – kupno całego programu turystycznego u którejkolwiek z turkmeńskich agencji. Jednak ich ceny były zaporowo wysokie – 100 $ za dzień/ os. + realizacja ściśle określonego programu. W Turkmenistanie wizę turystyczną w przeciwieństwie do tranzytowej otrzymuje się w pakiecie z przewodnikiem.

Niemieckie walentynki

Zapewne mało który mężczyzna w wieku 27 lat spędza walentynki z innym w dodatku rok młodszym mężczyzną. Jadąc samochodem do Berlina tylko po to aby spotkać się z innym trzecim mężczyzną na oko niewiele od nas starszym. Ja i Piotrek pojechaliśmy prosić konsula o turkmeńską wizę tranzytową. Mieliśmy komplet potrzebnych dokumentów, ale dyplomata zaskoczył nas – nie spodziewałem się. Otóż zażyczył sobie poza paszportem, ankietą wizową, zdjęciami, opłatą, dwóch wiz krajów ościennych w formie naklejek. Tylko skąd wziąć taką naklejkę? Skoro od roku 2013 roku Konsulat Republiki Azerbejdżanu w Warszawie wydaje poprzez azerskie biura podróży jedynie wizy w formacie PDF. Które na granicy wymieniane są na właściwą wizę w formie pieczątki. Konsul Turkmenii tego nie wiedział i w to nie wierzył, bo zamykając za nami drzwi dodał, że taki papierek sam sobie może w dwie minuty wydrukować. Swoją drogą od tygodnia jestem pełniącym obowiązki specjalisty służby leśnej ds. informatyki i przyznam szczerze, że Turkmenii mają bardzo dobre oprogramowanie komputerowe. Skoro są w stanie w dwie minuty podrobić azerskie pisma rządowe.

DSC_0093Belin – to nie jest dobre miejsce na Walentynki

Nie poddaliśmy się – w marcu pojechaliśmy do biura pośrednictwa wizowego w Warszawie prosząc o pomoc w uzyskaniu wizy do Turkmenistanu w Mińsku. Właściciel delikatnie mówiąc spuścił nam taki OPR… że „przetrzeźwiał by nawet Kwaśniewski”. Dlaczego? Ano dlatego, że przez takich jak my mają blokadę na pośrednictwo w wyrabianiu jakichkolwiek turkmeńskich wiz w Mińsku. A ponoć prawdą jest, że nie ma głupich pytań…, kto pyta nie błądzi…

Wesoła „sekretarka” konsula.

Trzecie podejście zrobiliśmy już podczas wyprawy tym razem w Baku. Teoretycznie byliśmy już w jednym z krajów ościennych (Azerbejdżan) mieliśmy wizę drugiego – Iranu. Ale tym razem sekretarka konsula, czyli jego pomocnik śmiał się w niebogłosy, kiedy powiedzieliśmy że chcemy jechać z Azerbejdżanu do Iranu przez Turkmenistan. Powiedzieliśmy, że w Europie jeżeli ktoś jedzie z Czech do Słowacji przez Polskę to zupełnie normalne. Zaczęli teraz śmiać się razem z konsulem a ich śmiech był tak donośny, że drzwi za nami jakby same się zatrzasnęły.

DSC_0628

Stolica Azerbejdżanu – w zawrotnym tempie rozwijająca się aglomeracja

Trasa Azerbejdżan-Turkmenistan-Iran

 Która z tras wydaje Wam się krótsza? Czerwona (nasz projekt) czy zielona (zdanie konsula)

Wówczas wpadliśmy na pomysł, że skoro już jesteśmy w Azerbejdżanie to może lokalne biura podróży organizują jakiekolwiek wycieczki do sąsiedniej Turkmenii. Chodziliśmy tak po kilkumilionowej stolicy od biura do biura w każdym słysząc to samo: „bardzo nam przykro, ale nie organizujemy takich wycieczek”. W pewnym momencie stawało to się nawet przyjemne bo podobnie jak w Polsce i tam często obsługiwały nas młode i piękne kobiety dobrze władające językiem rosyjskim lub angielskim.

DSC_1068Prom towarowy z Baku do Turkmenbaszy (Morze Kaspijskie). Zapewne niewiele na nim turystów

Odzyskane nadzieje

Zakupiliśmy w markecie prowiant i już pogodziliśmy się z tym, że za rok przyjdzie nam po raz kolejny spróbować otrzymać się do Turkmenistanu. A dzisiaj pijemy już prawdopodobnie ostatni alkohol przed prohibicyjnym Iranem. Wtedy niespodziewanie z pomocą zjawił się Sławek – dwa dni wcześniej poznany Polak, który  pracował w Baku i mieszkał w tym samym pokoju co my. Podsunął nam myśl, że jeśli konsul wymaga od nas wizy kraju ościennego to może przedłużymy trasę o Uzbekistan lub Afganistan. Skoro nie pasuje mu Iran.
Podjęliśmy temat, modyfikując go nieco. Otóż postanowiliśmy, że kolejną próbę podejmiemy już w Ambasadzie Turkmenistanu w Teheranie. Pożyczyłem od Sławka notebooka i zacząłem po kolei przeglądać wszystkie loty z Uzbekistanu, Afganistanu i Kazachstanu gdziekolwiek ;-). Znalazłem, za około 500 zł lot z Aktau (Kazachstan) do Erewania (Armenia) kazachskimi liniami lotniczymi (niedostępnymi dla wielu wyszukiwarek połączeń). Wbrew pozorom był to korzystny wariant ponieważ i tak mieliśmy już wcześniej wykupiony lot powrotny z Gruzji na Ukrainę,A z Armenii do Gruzji to już przysłowiowe: „0,7 l. drogi”.

W Teheranie dzięki przychylności Konsula Republiki Kazachstanu praktycznie od ręki otrzymaliśmy kazachskie wizy. Spełnialiśmy już wszystkie wymogi dla wizy tranzytowej turkmeńskiej. Mieliśmy: ważny co najmniej 6 miesięcy paszport, dwie wizy krajów ościennych, nie graniczących ze sobą (Kazachstan i Iran), wypełniony wniosek, fotografię i bagaż doświadczeń. Jedynie mógł nas pokonać brak kolorowej kopi wizy kazachskiej (taki był wymóg). Tylko jak taką kopię uzyskać w Iranie? Kiedy nigdzie wokoło nie widzieliśmy kolorowego ksero. A na słowa:”pliszzz color copy” i tak dostawaliśmy czarno-białe. No trudno Konsul pokręcił nosem i w końcu sam skopiował nasze wizy w Ambasadzie, jakby nie można było od razu ;-). Ale nie ma co narzekać ten człowiek i tak bardzo nam pomógł. Wziął po raz pierwszy od nas dokumenty. Powiedział, że możemy zostawić mu kopie paszportów i uwaga – odebrać gotowe wizy za tydzień w Konsulacie Honorowym Turkmenistanu w Maszchadzie. To jak cudowny sen, wszystko idealnie się zgrało. Pomyśleliśmy, że będziemy mieli w Turkmenistanie całe 5 dni i w dodatku zdążymy na samolot z Aktau do Erewania. A teraz przed nami tydzień beztroskiego czasu w Persji – gorące plaże Zatoki Perskiej, miejsca kultu religijnego i wszechobecny zapach kaliu (sziszy). Co ciekawe ten sam Konsul pomógł nam kupić bilety na autobus relacji Teheran-Bandar Abbas.

DSC_0548Czekanie na wizę nie zawsze musi być męczące (fot. P.Czyszpak)

Konik czy kobyła?

Mieliśmy pecha ponieważ uciekł nam ostatni w tym dniu autobus z Bandar Abbas (Zatoka Perska) do Maszchadu. Byliśmy wkurzenie bo przy takim scenariuszu stracimy kilka godzin z naszej wizy turkmeńskiej i zamiast całych pięciu dni, zostanie nam zaledwie 4,5 ;-(. Następnego dnia rano przybywamy pod Konsulat Generalny Turkmenii w Maschadzie i zostajemy spławieni… Niestety, ale mamy problem łączności miedzy ambasadami a Aschbadem, może Wasze wizy będą jutro… bla… bla… bla. Co ciekawe jeszcze raz musieliśmy wypełnić wnioski wizowe, sfotografować się, zrobić kopię paszportu i wiz (dobrze, że tutaj nie mieli w zapisie kolorowych kopii ani naklejek) oraz zapłacić po 55$ (z tym, że Konsul w Teheranie nie wziął od nas żadnych pieniędzy). No trudno przyjdziemy jutro… Niestety scenariusz się powtórzył. Cały czas serwer łączności nie działa i wiz nie ma. Przychodziliśmy jeszcze kilka razy tego dnia, ale wiz wciąż nie było.
Sytuacja robiła się nerwowa? Wiedzieliśmy, że jeżeli nie dostaniemy przepustek juro z samego rana możemy nie zdążyć przejechać terminowo Turkmenii a wtedy czeka nas być może kryminał, może deportacja w najlepszym wypadku wysoki mandat. Było nerwowo, ponieważ ja nie chciałem rezygnować – byłem o krok od zaliczenia wszystkich republik. Z drugiej strony nie chciałem narażać Piotra. I tak ten wariacki plan i potrzeba dokupienia biletu lotniczego dość mocno podniósł ogólny koszt wyprawy. Postanowiliśmy, że jeżeli jutro rano nie dostaniemy wiz odpuszczamy. Rano wiz nie było, ale Konsul obiecał że na 100% będą o 14… Okupowaliśmy drzwi już od 12 w bojowym nastroju. Co jakiś czas spoglądałem na kobyłę w godle Turkmenistanu i badałem sobie puls serca. Był wysoki jak u niemowlaka a ja z każdym odpalonym papierosem miałem wrażenie, że tracę przytomność.

DSC_0929Dorodny koń w herbie Turkmenistanu 😉

Około godziny 14.30 Konsul Honorowy podał nam paszporty z wklejonymi wizami i powiedział, że dzisiaj już nie macie co jechać ponieważ granica jest 300 km stąd a przejścia zamykane są o 17… „Niech go knur powącha…” jedziemy na wariata. Wcześniej spodziewaliśmy się takiego scenariusza i podstępnie zamówiliśmy taksówkę. Na migi mówimy do kierowy aby jechał ile fabryk dała, my płacimy za mandaty.

Zerkam na turkmeńską wizę w paszporcie, gdzie kobyła zmieniała się w pięknego i dorodnego konika a my tymczasem pędzimy w stronę jednego z najrzadziej odwiedzanych przez turystów państw świata.

wiza do Turkmenistanu

Do niedawana horyzont marzeń, powodujący nieprzespane noce i  zarazem płyn na porost siwych włosów

Niestety około pół godziny spóźniliśmy się. Granica była już zamknięta. Postanowiliśmy rozbić namiot w strefie przygranicznej aby jutro nie tracić ani minuty. Odbyłem kolejną nieprzespaną noc ze względu na podniecenie, lęk przed nieznanym, dziwne sygnały w okolicach namiotu, imprezę w opuszczonym ośrodku wczasowym, ulewę i burzę z piorunami.

DSC_0825

Nasz namiot w opuszczonym ośrodku wczasowym (przejście graniczne Iran-Turkmenistan)

Nie było to istotne, bo lada chwila będę w Turkmenistanie. Spędziłem już mnóstwo nieprzespanych nocy czytając książki, fora, blogi, przeglądając atlasy i rozmawiając z ludźmi na temat sposobu dostania się do tego kraju. W swoim życiu miałem nawet taki okres, że przez pewien czas na wieczornych imprezach nie mówiłem o niczym innym jak Turkmenistan. W końcu koleżanka powiedziała mi: „ Dominik przestań gadać a w końcu tam pojedź”.

9 uwag do wpisu “Piekielna biurokracja. W Turkmenistanie wizę tranzytowa dostaje się wraz z siwymi włosami na głowie.

  1. Domini świetny wpis 🙂 budujący napięcie, nieprzekoloryzowany, godnie odzwierciedlający stres, ekscytacje, adrenalinę i całą pozostałą mieszankę emocjonalną. Człowiek ponad granicami. Kibicuję, służę wsparciem.

  2. Byłem w Turkmenistanie w latach siedemdziesiątych i nie było żadnych wiz. I tak powinno być, jak wówczas. Tymczasem doszło do nieporozumienia i dziki mają „wolność”.

    • Ciekawy jestem jak w tamtym czasie wyglądała Turkmenia a raczej SRR Turkmenistanu, ponieważ lata siedemdziesiąte to czasy sowieckiego imperium. W każdym bądź razie czasy się zmieniają chyba na gorsze, ponieważ mimo łatwiejszej komunikacyjnie dostępności wielu miejsc – tanie loty, promocje kolejowe, wspaniałe rowery, itp. Sytuacja geopolityczna uniemożliwia wyjazdy w niektóre zakamarki świata, czytaj mój upragniony Jemen 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s