Mierzeja Kurońska stanowi ponad sto kilometrów wędrujących niczym dawne ludy Słowiańskie wydm. Mimo, że jest to miejsce w którym naprawdę trudno się zgubić mieliśmy wrażenie, że skaczemy jak żaby z kamienia na kamień po różnych zakamarkach świata. Mierzeja jest wąskim półwyspem oddzielającym Zalew Kuroński od Morza Bałtyckiego, mniej więcej w jej środku znajduje się przejście graniczne pomiędzy Rosją (Obwodem Kaliningradzkim) a Litwą. Czasem jest tak wąska, że ze ścieżki rowerowej można zaobserwować obywa jej brzegi.
Zalew Kuroński podczas zachodu słońca
Bez wątpienia jest wyjątkowa a jej walory przyrodniczo-kulturowe zostały docenione i w 2000 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Swoje obecne kształty uformowała ponad pięć tysięcy lat temu w skutek nanoszenia kolejnych warstw piasku przez prądy morskie, falei wiatr. Porośnięta jest przez kilkaset gatunków roślin, zamieszkuje ją kilkadziesiąt gatunków ssaków i ptaków (przez Mierzeję Kurońską przebiega szlak migracyjny ptaków pomiędzy Morzem Bałtyckim a Morzem Białym). Najrzadziej występującymi gatunkami ptaków są Orły morskie.. Największą i niepowtarzalną atrakcją mierzei są najwyższe w Europie wydmy ruchome, których wysokość przekracza 50 metrów nad poziomem morza.Ze względu na swoją wyjątkowość o półwyspie krążą najróżniejsze mity i legendy. Jedna z nich opowiada historię kobiety – olbrzymki o dawnym litewskim imieniu Nerygi, która żyła w harmonii i przyjaźni z miejscowymi rybakami. Oni zapewniali jej pożywienie w postaci ryb, ona im bezpieczeństwo. Kiedy rybacy bywali jednak nękani coraz mocniej przez morskie bestie i potwory, olbrzymka własnoręcznie usypała piaskowy wał oddzielający ich osadę od morza, ratując im życie. Tak według legendy powstała dzisiejsza Mierzeja Kurońska.
Na terytorium półwyspu dostaliśmy się promem przepływając zalew w litewskim portowym mieście Kłajpeda. Rejs trwa zaledwie 10 minut i odbywa się w zależności od pory roku regularnie co godzinę lud dwie. W maju było to regularnie co godzinę, więc zdążyliśmy uraczyć się białym litewskim piwkiem.Zasililiśmy załogę statku o dwie osoby – Pampers – znamienity rowerzysta, jai Alicja – pluszowy miś wspierający organizację charytatywną, hulajnogę i rower. Po drugiej stroniew miejscowości Smiltyne serdecznym uśmiechem przywitała nas urocza Litwinka wychylająca się z budynku dawnej stacji pocztowej, umiejscowionego niegdyś na trasie pomiędzy Królewcem a Rygą.
W granicach Litwy pozostaje około 50 kilometrów mierzei. Jako, że znaczna jej część leży w obrębie Parku Narodowego Mierzei Kurońskiej przemieszczać po niej można się jedynie specjalnie wyznaczonymi ścieżkami. Dla osób poruszających się siłami własnych mięśni (pieszo, rolkami, wrotkami rowerem czy hulajnogą) wycieczka jest bezpłatna, turyści zmotoryzowani powinni umieścić opłatę kilkudziesięciu euro za wjazd na terytorium parku. Zabłysnęliśmy inteligencją, ponieważ nie wiedząc, że przez mierzeję przechodzi rewelacyjna, utwardzona ścieżka rowerowa, poruszaliśmy się niedozwolonymi dla rowerzystów drogami. Dopiero napotkany Litwin, skierował nas na odpowiedni szlak grożąc stówkę euro mandatu. Całe szczęście, że tak się stało, poruszając się ścieżką rowerową podziwialiśmy zmieniającą się szatę roślinną. Dzięki wysokim wydmom jadąc hulajnogą miałem wrażenie
jakbym poruszał się po „Single Trakach” w Świeradowie. O tej porze roku (połowa maja) ruch turystyczny nie był jeszcze duży a większość przydrożnych sklepów z pamiątkami i punktów gastronomicznych była pozamykana na siedem spustów. Szkoda bo po dwudziestu kilometrach jazdy na hulajnodze, piwa brakowało mi najbardziej ze wszystkich potrzeb jakie w tym momencie może mieć mężczyzna podróżujący z pluszowym misiem w plecaku, heh.
Jazda po mierzei na hulajnodze i rowerze, przeniosła mnie, Pampiego i Alicję na chwilę do krainy czarów. To istne bajkowe uczucie, moja wyobraźnia sięgnęła zenitu, kiedy po drodze spotkaliśmy młode owocniki muchomorów czerwonych, brakowało jedynie zaczarowanego kota. Poruszając się w głąb Mierzei Kurońskiej mogliśmy podziwiać liczne punkty widokowe oraz miejsca ochrony gatunkowej i siedliskowej. Najrzadsze rośliny i siedliska zostały dodatkowo opatrzone w ogrodzenie i opisana na sąsiadującej tablicy informacyjnej.
Ostatnim punktem Litwy jest malownicze miasteczko Nida, zwane przez miejscową ludność sercem Mierzei. To niezwykle klimatyczne miejsce licznymi cichymi pensjonatami, kawiarniami oraz niewielką morską latarnią, która wskazuje nam dalszą drogę do Rosji. Postanowiliśmy jednak zatrzymać się w Nidzie na nocleg aby z samego rana przekroczyć granicę. Wieczorny pobyt opatrzyliśmy wykwintną kolacją – pasztetowa, batonas – chleb litewski, napój typu oranżada oraz 0,7 litewskiej.
Niedaleko tego pensjonatu zjedliśmy kolację składającą się z kiełbasy robotniczej i musztardówki wódki
Podziwiam Alicję, wytrzymała z nami cały przejazd przez Litwę
Aby wjechać na terytorium Federacji Rosyjskiej należy posiadać ważną wizę pobytową w paszporcie. Przejście graniczne Nida/ Ryibaczij (Рыбачий) dozwolone jest dla ruchu samochodowego, motocyklowego i rowerowego, nie ma możliwości przekroczenia granicy piechotą. Litwini przepuścili nas nie robiąc żadnych problemów. Natomiast Rosjanie widząc mnie jadącego na hulajnodze wpadli w konsternację. Zostałem zatrzymany przez młodą celniczkę i poproszony abym poczekał na naczelnika posterunku, który podejmie decyzję co mają ze mną zrobić. Zanim pogranicznik przybył do budki strażniczej, odbyłem z nim rozmowę telefoniczną. Było to dość komiczna sytuacja ponieważ, nie wiadomo skąd, trochę jakby spod płaszcza w okolicach biustu uroczej celniczki otrzymałem słuchawkę na kablu. Taką jak z bajki o Wilku i Zającu. Naczelnik, rosły Rosjanin przyszedłszy do nas był zaskoczony widząc mnie próbującego przekroczyć międzynarodowe przejście graniczne na…hulajnodze. Prawdopodobnie byłem pierwszym człowiekiem w historii, który przeprawiał się w ten sposób przez granicę. Ostatecznie po kilkuminutowych naradach pracownicy placówki uznali, że nie mogę przekroczyć granicy hulajnogą, ponieważ odpychając się nogą mam kontakt z ziemią a przejście nie jest dozwolone w ruchu pieszym. Jednocześnie byli na tyle mili, że zmusili wobec przykazu naczelnika pierwszego kierowcę samochodu do przewiezienia mnie przez granicę. Rosjanin z litewskim albo Litwin z rosyjskim paszportem, był bardzo przestraszony. Opowiadał historię, że kilkanaście dni temu zabrał w podobny sposób dwóch Ukraińców z Donbasu przez których miał wiele nieprzyjemności ze strony rosyjskich służb. Nie chciał uwierzyć, że ja mam legalne dokumenty a jadę tylko dlatego, że przejście nie jest dozwolone dla hulajnogi.
Rosyjska część Mierzei Kurońskiej przybiera bardziej naturalną postać aniżeli po litewskiej stronie. Mniejsza ilość urządzeń infrastruktury oraz ograniczenie ruchu turystycznego, spowodowane prawdopodobnie dwustronnym obowiązkiem wizowym krajów Unii Europejskiej z Federacją Rosyjską pozostawia tutejsze tereny znacznie mniej penetrowane przez ludzi. Na całe szczęście już kilka kilometrów za granicą umiejscowiony jest parking a przy nim budka z piwem, gdzie nie omieszkaliśmy skosztować po butelce kaliningradzkiego.
Witajcie w rosyjskiej części Mierzei Kurońskiej
Największą atrakcją rosyjskiej części półwyspu jest tak zwany tańczący las (tанцующий лес) miejsce gdzie większość sosen powyginanych jest w przedziwny sposób.Legenda głosi, że swój dziwaczną formę drzewa zawdzięczają tajemniczej energii wypływającej z głębi ziemi. Inna z legend opowiada o poligonie doświadczalnym założonym w tym terenie podczas czasów Związku Radzieckiego. Okoliczny punkt widokowy opatrzony jest w drewniane barierki a w jego okolicach można poruszać się wyłącznie specjalnie wyznaczonymi ścieżkami, przystosowanymi również dla ruchu osób niepełnosprawnych. Posiada tablice informacyjne, gdzie dowiemy się o kulturotwórczej roli lasu – dawnych wierzeniach Słowian, energii którą drzewa przekazują ludziom oraz ogólnej charakterystyce poszczególnych gatunków drzew.
Innymi atrakcjami rosyjskiej części mierzei są: Jezioro Łabędź (Озеро Лебедь), niewielki zbiornik wodny, który został oddzielony od Zalewu Kurońskiego poprzez przemieszczanie się wydam zaledwie kilkanaście lat temu. Wzgórze Epha (Высота Эфа), czyli najwyższa wydma Parku Narodowego Mierzei Kurońskiej na której zlokalizowany jest punkt widokowy. Wzgórze Müllera (Высота Мюллера), którego nazwa wywodzi się od znamienitego leśniczego, pod którego rękami las w XIX wieku przeżywał swoje lata świetlności. Fringilla (Фрингила) czyli z rosyjskiego zięba to prawdopodobnie najstarsza stacja ornitologiczna w Europie, założona w 1901 roku a w 1956 objęta patronatem Rosyjskiej Akademii Nauk oraz Królewski bór (Королевский бор), najbardziej zasobny drzewostan rosyjskiej części parku, gdzie wiek sosen dochodzi do kilkuset lat. Miejsce to swoją nazwę wzięło jednakże od królewskich tras łowieckich, które niegdyś się tutaj mieściły. Zasobne drzewostany były schronieniem dla „medalowych” okazów zwierzyny płowej, drapieżnej i drobnej. Dzisiaj nikt nie poluje w Parku Narodowym Mierzei Kurońskiej, dzięki czemu żyjące tutaj dziki, jelenie, sarny, łosie oraz zwierzyna drobna mogą czuć się bezpiecznie. Ciekawostką jest, że w obrębie obszarów chronionych można zbierać owoce runa leśnego. Na własne oczy widzieliśmy Rosjan wychodzących z lasu w rękach trzymających obficie załadowane kosze maślaków i koźlarzy.
W rosyjskiej części Mierzei Kurońskiej umiejscowiony jest także kompleks muzealny, pokazowa zagroda łosi oraz punkt informacyjny, gdzie bezpłatnie można pobrać mapę parku – patrzy, rycina poniżej.
Mierzeja Kurońska bez wątpienia jest miejscem wyjątkowym. Bajkowe widoki do dzisiaj tkwią w naszych głowach. Czasem nie posiadając dużych środków finansowych oraz kilkudziesięciu dni urlopu możemy odwiedzić fantastyczne miejsca w najbliższym sąsiedztwie Polski. Warto – hulajnogi w ruch!
Bajowe widoki tak niedaleko naszej granicy
Alicji się podobało a Wam drodzy czytelnicy portalu hulajkrysiu.com? 🙂