Burundi informacje praktyczne. Muzungu na hulajnodze

Zacznę od tego, że od Burundi oczekiwałem najwięcej w trakcie hulajnogowej wycieczki pomiędzy jeziorami Wiktorii oraz Tanganika, nie przeliczyłem się. Byłem już nieco zmęczony górzystą Rwandą. W Bużumburze dawnej stolicy Burundi planowałem kilkudniowy odpoczynek. Kraj wydawał mi się białą plamą na podróżniczej mapie ze ze względu na niestabilną sytuację i wątpliwe bezpieczeństwo podróżnych. Ponadto słynął z niechlubnych statystyk (niejednokrotnie uznawany za najbiedniejszy kraj świata) oraz wyjątkowo cenionego pośród europejskich baristów gatunku kawy Arabica. Spotkani przeze mnie Rwandyjczycy zapewniali, że w Burundi mieszkają podobni ludzie do nich (plemiona słynące z ludobójstwa) i nie ma powodów do obawy o bezpieczeństwo. Byłem chyba przesiąknięty propagandą zachodniego świata, czułem lęk przed nowym krajem. Granicę pomiędzy Rwandą a Burundi przekroczyłem w miejscowości Cendajru. Przejście było spokojne w obydwu kierunkach podróżowali biali turyści. W strefie niczyjej pomiędzy, państwami upewniłem się jeszcze w rozmowie z małżeństwem ze Szwajcarii, że Burundi obecnie jest krajem zupełnie bezpiecznym. Przy okienku paszportowym zastałem zdenerwowanego Australijczyka. Podobnie jak ja miał wklejoną w paszporcie wizę East Africa, uprawniającą do poruszania się w granicach Ugandy, Kenii oraz Rwandy. Rzekomo zapomniał, że pozwolenie nie obowiązuje w Burundi. Celnicy zaproponowali jemu wyrobienie 3 dniowej wizy za 40$, jednakże nie posiadał gotówki, jedynie kartę kredytową. Terminala płatniczego na przejściu granicznym pomiędzy Burundi a Rwandą nie spodziewałby się chyba nawet największy optymista. W dobrym humorze zaproponowałem, że mam dolary i pożyczę mu pieniądze na wizę. Podróżnik nie wierzył w moje bezinteresowne intencję. Chciał abym sfotografował jego paszport i spisał adres zamieszkania. Odpowiedziałem, że mam wyśmienity dzień i nawet jeśli stracę 40 dolarów nic wielkiego w sumie się nie wydarzy. Umówiliśmy się jednak, że za cztery godziny spotkamy się w hotelu w najbliższym większym mieście Kayanza. Dohulałem punktualnie w recepcji czekał już na mnie Australijczyk z równowartością 40 dolarów we frankach burundyjskich. Ucieszyłem się, ponieważ nie musiałem już głowić się nad wymianą waluty. Znajomy nie został na noc, miał tylko 72 godziny, aby dostać się do Tanzanii a chciał jeszcze zobaczyć trochę kraju. Pożegnaliśmy się i obiecaliśmy, że pozostaniemy w kontakcie przez Whats up (jak przystało na ludzi z Globalnego Zachodu nikt do tej pory się nie odezwał ani ja ani on).

Spotkanie z Australijczykiem, który oddał mi 40 $ i wyruszył w kierunku Tanzanii i Zambii (Kayanza, luty 2023 r. Burundi)

Zostałem na noc w Hotelu Le Paradis (polecam, czysty pokój z wi-fi i ciepłą wodą za rozsądną cenę). W lutym w Burundi nastała już pora deszczowa, więc mój wieczorny spacer ograniczył się do najbliższego sklepu. Woda lała się strumieniami po czerwonych ulicach miasta. Ludzie kłębili się w grupach pod nielicznymi lokalami usługowymi. Następnego dnia wcześnie rano rozpocząłem drogę do Bużumbury. Pierwsze 20 kilometrów było długim, monotonnym podjazdem. W trakcie wędrówki na przemian z mozolnym hulaniem zaczepiali mnie liczni tubylcy. W znakomitej większości krzyczeli Bonjour Monsieur. Niekiedy prosili o podarunek, słodycze, wodę lub pieniądze. Pewne spotkanie było dla mnie tak uciążliwe, że podarowałem chłopakowi koszulkę sportową.

Podarowałem natarczywemu chłopakowi T-shirt Hulaj Krysiu (Kayanza- Bużumbura, luty 2023 r. Burundi)

W Burundi gęstość zaludnienia przypomina Etiopię, natomiast mieszkańcy żywiołowo reagują na obecność obcego. Najbardziej kłopotliwe były zakupy we wioskowych sklepach. Kiedy zatrzymałem się po herbatniki, zmuszony byłem kupić dwie paczki. Jedną dla mnie, drugą dla komitetu powitalnego, składającego się z połowy mieszkańców wioski.

Fotografie przedstawiają koloryt burundyjskich wiosek oraz uderzającą zieleń (Kayanza- Bużumbura, luty 2023 r. Burundi)
Fotografie przedstawiają koloryt burundyjskich wiosek oraz uderzającą zieleń (Kayanza- Bużumbura, luty 2023 r. Burundi)
Fotografia przedstawiająca koloryt burundyjskich miejscowości (Kayanza, luty 2023 r. Burundi)

Natarczywość Burundyjczyków była na tyle nieprzyjemna, że obiad postanowiłem zjeść w hotelu wyższej klasy, który spotkałem po drodze. O ile ceny nie były wyższe niż gdzie indziej, znikł zupełnie koloryt Afryki. W środku poza mną trzy grupy turystów podróżujących klimatyzowanymi pojazdami. Turyści pochodzili z Irlandii, Szwecji
i Niemiec. Swoista delegatura Unii Europejskiej w Burundi, łamie mit o białej plamie na mapie podróży. Co ciekawe w podobnym czasie do mnie przez Burundi podróżował znajomy leśnik z centrum Polski. Ostatni odcinek drogi do Bużumbury okazał się przyjemnym zjazdem. Pomimo ulewy i uderzających z ogromną siłą piorunów w Tanganikę droga minęła radośnie. Po drodze zaczepiało mnie wielu ludzi, ale pędząc w dół na hulajnodze celowo rezygnowałem z przydrożnych znajomości. Dwa razy zatrzymałem się przy grupce młodzieńców, umożliwiając pohulanie burundyjskim dzieciom. Innym razem sam zagadnąłem (na migi) do starca, który niósł na głowie ogromnych rozmiarów kamień. Głaz przygniatał staruszka. Zaproponowałem, aby wrzucił kamień na podest hulajnogi a ja podwiozę ciężar do wioski. Starzec grzecznie podziękował i nie przyjął pomocy. W Bużumburze byłem późnym popołudniem.

Dzieci podobnie jak we wszystkich krajach świata radośni hulały na hulajnodze (Kayanza-Budżumbura, luty 2023 r. Burundi)

Osiągnąłem metę kolejnego etapu podróży. Do późna hulałem po mieście poszukując przyzwoitego noclegu. Hotele z prywatnymi plażami nad jeziorem uznałem za zbyt drogie, od 75 USD…. Natomiast zapach w pensjonacie klasy turystycznej (15 USD) odstraszył mnie na progu obiektu noclegowego. Z pomocą przyszedł mi ochroniarz marketu, dosłownie chwycił mnie za koszulę i zaprowadził pod Hotel Botanika. Oczywiście pomoc nie była bezinteresowna i odpaliłem mu dolara za wskazanie noclegu. W recepcji niemiła niespodzianka 50 $ za noc. Byłem skrajnie zmęczony i postanowiłem zostać. Jednakże, kiedy przekroczyłem próg pokoju zrozumiałem skąd wzięła tak wysoka cena. Dostałem fantastyczny pokój składający się z trzech niezależnych pomieszczeń. Wewnątrz prysznic, klimatyzacja, pralka, stół, dobrze działające wi-fi oraz na drugi dzień pyszne śniadanie. Chociaż był to koszt wykraczający poza mój budżet, postanowiłem zostać w hotelu cztery noce (cena za noc przy dłuższym pobycie spadła do 40 $). Zaprzyjaźniłem się z właścicielem. Był Francuzem, który rozkręcił biznes w malowniczej kolonialnej kamienicy. Poza niespotykanym w Afryce luksusem otrzymałem lokalizację naprzeciw największym klubów nocnych w Burundi. Pewnego wieczora wybrałem się na imprezę. Było dość dziwnie. Poza mną pamiętam pięciu kelnerów, dwóch DJ, trzech ochroniarzy, cztery czarnoskóre dziewczyny i bodajże trzech chłopaków. Murzynki tańczyły na parkiecie, wijąc się jak węże. Ja przegrałem w bilard z miejscowym „Bob Marleyem”. W konsekwencji porażki postawiłem zwycięzcy piwo. Rozmowa się nie kleiła. Cóż mój francuski nie był najmocniejszy, oni nie mówili po angielsku. Tym sposobem wypiłem dziewiąte piwo i zakończyłem jedyną podczas wyprawy imprezę. Dobrze, że była tylko jedna ponieważ następnego dnia hulanie rozpocząłem o 14.

Zamiast znaku drogowego butelka piwa informująca, że właśnie zaczyna się granica administracyjna miasta (Bużumbura, luty 2023 r. Burundi)

Następne trzy dni hulałem po Bużumburze i okolicach. Zauważyłem że dobrze było hulać od rana do 15. Ponieważ każdego dnia punktualnie o 15 rozpoczynała się burza z piorunami. Bużumbura bardzo mi się podobała, piękne kolonialne kamienice, skwery z kawiarniami serwującymi french press, radośni chociaż biedni ludzie. Jednak klimat nie był najlepszy do hulania, było duszno, wilgotno i gorąco. W okolicy odwiedziłem Park Narodowy Delty Rzeki Rusizi, interesująco wyglądający port lotniczy oraz miejsce spotkania brytyjskich odkrywców Livingston oraz Stanley (panowie spotkali się 25-27 Listopada 1871 roku). Pewnego razu w mieście goniła mnie grupa Burundyjczyków, ale miałem z górki więc bez problemu zwiałem. Na swej hulajnogowej drodze spotkałem śliczną Burundyjkę, która twierdziła, że jej przodek był królem. Dlatego też poszczycę się, że hulajnogi dosiadła Księżniczka z Burundi. Warto wspomnieć, że podczas podróży powrotnej do Rwandy spotkałem Alexisa z którym jestem w kontakcie do dzisiaj. Chłopak jest nauczycielem francuskiego oraz zalicza się do zaplecza kadry kolarskiej Burundi. Z krajobrazów krajów zapamiętam żywo zielone wzgórza oraz bliskość kawy. Hulając po drogach wielokrotnie widziałem krzewy kawowca. Kilka razy piłem znakomitą Arabicę oraz wypełniłem sakwy hulajnogowe różnymi opakowaniami ziarnistej kawy. Zieleń burundyjska w moim odczuciu była bardziej żywa niż w Rwandzie. W ogóle gdybym miał porównywać obydwa kraje zdecydowania głosuje za Burundi.

Widokówki z centrum Bużumbury (Bużumbura, luty 2023 r., Burundi)
Okolice głównego bazaru w Bużumburze (Bużumbura , luty 2023 r., Burundi)

Informacje praktyczne:

Przykładowe ceny (luty 2023 roku).

Kurs wymiany: 1 USD = 3620 burundyjskich franków.

NOCLEGI:

Hotel Le Paradise Kayanza – 15 USD – recepcjoniści mówili wyłącznie po francusku, ale byli na tyle kreatywni że używali translatora w razie kłopotu.

Hotel Botanika Bużumbura – 50 USD ze śniadaniem (przy dłuższym pobycie możliwość negocjacji ceny) – recepcjoniści mówią po angielsku.

Płatność za noclegi w Burundi była pobierana wyłącznie w dolarach amerykańskich.

ŻYWNOŚĆ:

Obiad w restauracji turystycznej „Amstel” nad Tanganiką – ryba, frytki, sałatka, piwo Primus 0,72 cl – 27 000 franków.

Obiad warzywny (nakładasz, ile chcesz) w barze nad Tanganiką, swoiste „danie dnia” – 6000 franków.

Coca-cola 0,5 l – 2500 franków.

Woda mineralna 1,5 litra – 2000 franków.

Kawa cappuccino – 5000 franków.

Piwo „Amstel” w klubie nocnym – 7000 franków.

Piwo Primus (sklep, knajpa, klub nocny) od 3000 do 9000 franków.

Nektar wyciskany 330 ml – 1500 franków.

Kawa ziarnista burundyjska Arabica 0,5 kg od 8000 do 15 0000 franków.

Chipsy Pringers Orginal – 10 000 franków.

Omlet z pomidorami w restauracji – 5000 franków.

Jogurt naturalny – 1500 franków.

Banany 1 kg – 1000 franków.

Mango 1 sztuka – 1000 franków.

Ananas 1 sztuka – 2000 franków.

PAMIĄTKI:

Pocztówka na poczcie/ sztuka – 2000 franków.

Znaczek do Polski/ sztuka – 1850 franków.

Magnes na lodówkę – 15 000 franków.

PARK NARODOWY DELTY RZEKI RUSIZI:

Wycieczka piesza z przewodnikiem (birdwatching i obserwacja hipopotamów) – 20 $*.

Rejs łodzią parku narodowym i Tanganice – 120 $* (nie korzystałem).

*w cenę wycieczek wliczony jest bilet wstępu oraz możliwość fotografowania.

WSTĘP:

Miejsce spotkania Livingstone i Stanley – 5000 franków (bez dodatkowych opłat za zdjęcia).

WIZA:

Polaków obowiązuje wiza. Można ją uzyskać na granicy w formie stempla za 40$ ważną 72 godziny z możliwością przedłużenia. Osobiście wizę wyrabiałem w Berlinie. W Polsce nie ma przedstawicielstwa dyplomatycznego Burundi.  Koszt wizy turystycznej 65 euro na miesiąc (datę wjazdu należy określić w formularzu wizowym). Na etapie składania wniosku należy dostarczyć rezerwację noclegów. Zrobiłem fikcyjną na okres ośmiu dni przez portal booking.com. Po otrzymaniu wizy skasowałem bezpłatnie rezerwację. Do Ambasady Burundi wybrałem się samodzielnie. Pani przyjmująca dokumenty była bardzo miła (mówiła po francusku i niemiecku) Poza opłatą, rezerwacją, zdjęciem i wnioskiem zostawiłem kopertę zaadresowaną ze znaczkami (naprzeciw ambasady znajduje się kiosk z usługą Deutche Post – koszt znaczków i koperty około 5,50 euro). Po tygodniu paszport był w moich rękach z wklejoną wizą.

Strona Ambasady Burundii w Berlinie: https://www.burundiembassy-germany.de/index.php?en

BEZPIECZEŃSTWO:

W Burundi czułem się bezpiecznie. Ludzie nastawieni byli do mnie przyjaźnie. Kłopotem mogą być naciągacze, stosujący slogan „witaj w najbiedniejszym kraju świata, jestem głodny, pomóż mi”. Czasem trudno się nie ugiąć. Tym bardziej, że czasem tekst mówią ludzi, którzy nie wyglądają na potrzebujących pomocy materialnej. W sumie częściej o pomoc proszą ludzi względnie bogatsi od najbiedniejszych (tak skonstruowany jest świat). Przy wioskowych drogach wielu Burundyjczyków pracuje z maczetami w rękach. Działa to na wyobraźnie, chociaż maczety służyły do pozdrowień aniżeli ataku. Ponoć realnym zagrożeniem w niektórych częściach kraju są atakujące ludzi hipopotamy. Więcej na ten temat znajdziecie na stronie: https://insideburundi.org/one-person-badly-wounded-by-a-hippo-in-bubanza/ (wersja angielska). Nie chciałbym się odnosić do zagrożenia ze strony dzikich zwierząt. Uważam, że jedynym stworzeniem na Ziemi zabijającym dla przyjemności jest człowiek. Hipopotamy jeżeli już atakują to zapewne w poczuciu zagrożenia, lęku i strachu.

JĘZYKI: zdecydowanie warto nauczyć się chociaż podstaw francuskiego, zawsze znajdzie się ktoś kto zna angielski, ale nie jest to w moim odczuciu język do swobodnej komunikacji.

Alexsis pierwszy z lewej reprezentant kolarskiej drużyny narodowej Burundi podczas przydrożnego spotkania w czasie treningu (okolice Bużumbury, luty 2023 r., Burundi)
Wszechobecne w Burundi krzewy kawowca (Kayanza – Bużumbura, luty 2023 r., Burundi)
Mieszkańcy Burundi nabierający wodę w charakterystyczne w całej Afryce Subsaharyjskiej żółte baniaki (okolice miejsca spotkania odkrywców Livingstone oraz Stanley, luty 2023 r., Burundi)
Frank burundyjski stan bankowy 🙂 (Bużumbura, luty 2023 r., Burundi)
Hipopotamy w Parku Narodowym Delty Rzeki Rusizi (Park Narodowy Delty Rzeki Rusizi, luty 2023 r., Burundi)

2 uwagi do wpisu “Burundi informacje praktyczne. Muzungu na hulajnodze

Dodaj komentarz